A dzisiaj chciałabym rzucić Wam wyzwanie dziewiarskie - pokażcie mi, które z Waszych projektów na drutach i szydełku rzeczywiście nosicie na codzień, dość często, albo są ulubione, a które - to kompletne niewypały z jakichś przyczyn... |
No to zeznaję ;)
Złachany do rozpadu niemalże golfik z jakiejś włóczki Opusa (metki nie było).
Czapka z OPUSowego tiftika, bardzo fajna ale ciut przyciasna - pruć się nie podejmowałam, więc gdzieś zachomikowana leży.
Torebka znoszona niemal do rozpadu ;)
Bolerka nienoszone, włóczka nieznana, desperacki projekt wakacyjny żeby nie umrzeć z nudów na wyjeździe ;)
Sweter z szalowym kołnierzem, włóczka anonimowa, zaczyna się rozlatywać ;) Noszony nagminnie.
Włóczka Yetti i Alpina, nienoszony, bo strasznie za duży (zawsze robię za duże swetry ).
Szyjogrzej z Oliwii, noszony póki nie zgubiłam pasujących doń rękawiczek.
Moja czapka z czterdziestki - rozciągnęła się paskudnie, a szkoda, bardzo ją lubiłam.
To nie z szafy a z torebki - noszę tę kosmetyczkę od paru lat i jest super :)
Szalik do kompletu do powyższej czapki - również się rozflaczył :(
Wdzianko z supremki, noszone nałogowo i z miłością ;) Mam ochotę na powtórkę. Może z rękawkiem tym razem (poprzednio zabrakło nici).
Zrobiony dla urody ściegu, nienoszony póki co. Zastanawiam się nad przerobieniem go na bolerko.
Sunkist, ciepły, wygodny, kolor nie do końca dla mnie, ale w domu noszę go namiętnie :)
Chusta z puchatej włóczki ze srebrną nitką, znoszona do bólu, trzeba by strzelić powtórkę, bardzo ten wyrób lubiłam.
Kamizelka noszona nagminnie i grzejąca nerki ;) Angora ram.
Mój perfekcjonizm nie pozwolił mi tego nosić - kitchener nie udaje mi się i już :(
Bolerko z Sonaty - ładne, ale biust mi się nie mieści. Zrobię coś podobnego ale w słuszniejszym rozmiarze.
Moja ukochana letnia bluzka z Loreny, noszona ile wlezie.
Ukochane skarpetki-stopki z wełny skarpetkowej wylicytowanej na allegro. Uwielbiam, noszę nagminnie.
Nie noszę, dekolt jednak za duży.
Gad z Loreny - kolejna wielka miłość :)
Idealnie mi pasująca czapka Quincy zrobiona z ohydnego akrylu - elektryzująca włosy i nieciepła. Planuję powtórkę, gdy wymyślę odpowiednią włóczkę.
Nannerki z kaszmiru, rozpadły się po kilku użyciach.
Opaska dropsowa z Oliwii, noszona ku radości moich zatok ;)
Little Ruffle noszona nałogowo.
Kolejna rzecz z torebki - mój ukochany piórnik.
Niewygodne bolerko, grzejące jak kot na karku, przeto czasem w użyciu ;)
Czego się nauczyłam?
1. Naturalne włókna są zawsze lepsze od akrylu.
2. To, że coś dobrze wygląda w rozmiarze 34 nie oznacza, że pasuje na 46 ;)
3.Potrafię zrobić sobie ubranie, które da się nosić ;)
4 komentarze :
Pocieszę Cię, że ja zazwyczaj robię za długie rękawy :D Szczególnie dla dzieci, na zaś :D
Z tym rozmiarem to ja też miałam kilka wpadek, niestety niektóre modele wyglądają dobrze tylko na szczuplutkich nastolatkach, ech... *^v^*
Co do rozmiaru mam to samo. no i często wybieram fatalne włóczki :(
Z rozmiarami to dopiero jest...Próbka jedno a produkt końcowy drugie! Z wnioskami zgadzam się w całej rozciągłości, a już podpisuję szczególnie pod trzecim. Tak mnie to cieszy! Pozdrawiam!
Prześlij komentarz