Zwykle mój dzień kończy się o 21:30 i przestają do mnie docierać impulsy z zewnątrz. Jednak wczoraj "samo się" poszło spać później o dobrą godzinę, ponieważ esemesowało się z Amerykańska kumpelą w sprawie jutrzejszych zakupów. Ok. północy dotarła do mnie moja lepsza połowa i zażądała, żebym wreszcie odebrała esemesa w mojej komórce, bo w trybie nocnym owa co prawda nie brzęczy, ale za to miga światełkami. A to nie daje spać. Niektórym. Między północą a pierwszą w nocy śnił mi się M.R. w płaszczu Keanu z Matriksa. O 1 obudziło mnie dziecię, które zażądało natychmiastowego usunięcia kataru. Oczywiście, no problem. Gdybym umiała go usunąć, mnie takoż by nie męczył. Jednak Dziecina nie dawała się spacyfikować do 3, co spowodowało, że porzuciłam małżonka własną połowę łóżka okupowaną przez Dziecinę i wyemigrowałam do pokoju dziecięcego. Zaowocowało to niesłyszeniem budzika i przebudzeniem z cyklu Dracula powstaje z krypty.
Wobec czego składam oficjalny protest w kwestii ponurej aury za oknem. Żądam wiosny! Jeśli nie, to...
{szatański rechot}
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz