Dziergałam na autostradzie, przy prędkości 130 km/h (co pozwoliło mi nie umrzeć z przerażenia, to dla mnie ciut za szybko jednak).
Dziergałam i nad Dunajcem...
Aż wydziergałam czapkę:
Zrobiona jest z głowy. Wykorzystałam resztki limy, dziergałam na drutach 4mm.
I odfajkowałam sierpniową czapkę :)
A potem córa zapytała, czy mogę jej wydziergać szalik, długi, w warkoczowe wzorki. Wyobraźcie sobie ogrom mojego cierpienia - brak drukarki, telefon jako jedyne łącze z robótkowym światem... Przejrzałam masę wzorów, w końcu zdecydowałam się na Harbor Scarf (wybór spodobał się Oldze), z bardzo prozaicznej przyczyny - błyskawicznie nauczyłam się wzoru na pamięć i nie musiałam rysować go sobie w notesiku :D
Jeśli zapytacie, co przeczytałam przez te dwa tygodnie, to odpowiem chętnie, że zaliczyłam "Matkę Makrynę" Dehnela, "1945" Magdaleny Grzebałkowskiej, "Pra" Ludwiki Włodek... I właśnie wtedy okazało się, że dziecko skończyło wzięte ze sobą "Kroniki Archeo" ("Przepowiednię Synów Słońca") i matka musi podzielić się czytnikiem, bo dziecka sprzęt został w domu. Rozpacz w kratkę...
Na całe szczęście w jednym z dwóch sklepów we wsi, na której stacjonowaliśmy, półka z czasopismami była doskonale zaopatrzona. Do archiwalnego "Zwierciadła" dołączono "Jak brat z bratem" - wywiad rzekę z Mikołajem i Andrzejem Grabowskimi (bardzo polecam!), a do "Gali" - autobiograficzną "Alicję po drugiej stronie lustra" Alicji Resich-Modlińskiej. Akurat wystarczyły mi do końca pobytu, a dziecię rozkoszowało się przygodami Feliksa, Neta i Niki (Rafała Kosika).
Deilephilo, jak tam nadrabianie?