Dzisiaj chciałam opisać jedna z najzabawniejszych książek, jakie ostatnio czytałam, czyli "Gringo wśród dzikich plemion" w ramach zabawy organizowanej przez
DHF, czyli Kącika Książkowego.
Dlatego dzisiaj coś z zupełnie innej beczki.
Chwytając książkę wydaną przez Fantastykę, człowiek spodziewa się wrót podprzestrzennych, blasterów, cyberpunka, względnie rycerzy, czarodziejek i innych magicznych postaci i akcesoriów. Sięgajac po książkę Orsona Scotta Carda zwłaszcza.
Tymczasem dostaje powieść, nieco tajemniczą, o byciu rodziną, o mądrym i dobrym rodzicielstwie, o nieustającym budowaniu związku. A czasem nawet dostaje książkę o samej/samym sobie.
Tak było ze mną - prawdę powiedziawszy "Zagubieni chłopcy" kiedyś dawno temu nauczyli mnie, czym jest dobre małżeństwo. Tego, ze to nie szczęśliwy zbieg okoliczności, a nagroda za ciężką pracę. Nagroda najlepsza na świecie.
Poza tym Step i DeAnne są ta okropnie podobni do mnie i mego męża, że uwierzyć trudno :)
Książka ociera się klimatem troszkę o "Szósty zmysł", trochę jest zwykłą powieścią o normalnej amerykańskiej rodzinie. Momentami radosna, chwilami straszna, czasem smutna i wzruszająca.
Bardzo piękna.
Podziwiam OSCarda, że potrafił stworzyć coś tak innego od reszty swojej twórczości.
I - jak zwykle - polecam.
Jadwigo, Fannie Flagg można czytać w ciemno - wszystkie jej książki mi się podobają :)
Florentynko, ja pruć lubię - gorzej z łapaniem oczek gdy pruje się kawałek. Sprucie całości resetuje mózg :) Ma się znów przed sobą zupełną wolność :)
Przemku, dzięki za wsparcie :) A Twój Chainette'owiec gotów?